No może niedokładnie pierwsza, bo było jedno podejście do uszycia kaftanika dla Lulu zakończone wściekłym rykiem kiedy za trzecim razem źle wszyłam rękaw i cienki materialik rozerwał się, gdy wypruwałam zbyt mocno naprężoną nić. Malownicze początki!
Tym razem materiał to nie była tania szmatka z lumpeksu tylko kawał pięknego wełnianego jeansu w kolorze szmaragdów, nad którym trzęsłam się jak w delirce zanim zaczęłam kroić. Z każdego mojego szycia bardziej lub mniej udanego wyciągam jak najwięcej wniosków po to żeby więcej tych błędów nie popełniać. Jak łatwo się domyślić jestem na etapie, że wniosków mogę zapisać całą kartkę;)
Wniosek 1: Dobór materiału do wykroju to nie bajka
Czasu było mało, nie miałam wykroju i materiału, a pomysł żeby uszyć sukienkę nie dawał spokoju. Uznałam w końcu, że nie będę bawić się w szycie poduszki, igielnika czy innych prostych rzeczy na początek tylko rzucę się na głęboką wodę, tak jak lubię najbardziej. Kupiłam materiał przez internet i wiedziałam, że sukienka musi właśnie z niego powstać. Wykrojów miałam też jak kot napłakał, kilka sztuk Burd, jedna Anna, cała reszta dopiero w planach. Wybrałam więc sukienkę, która podobała mi się najbardziej ze wszystkich trochę ignorując fakt, że polecany materiał to tkanina dresowa. Konsekwencję tego były trochę bolesne - przy tym kroju rękawów i bardzo sztywnej, mało rozciągliwej tkaninie nie mogłam za bardzo podnieść rąk. Ale co to dla mnie! Uznałam, że jedzonko, które mogę jeść będzie stało koło mnie, a gdybym chciała coś z dalszej części stołu to będę grzecznie prosić i grzecznie czekać aż ktoś mi poda.
Wniosek 2: Rozmiar rozmiarowi nie równy
Po dokładnym zmierzeniu całej mojej osoby jak byk wyszło, że wykrój ma być w rozmiarze 40, prawie co do centymetra. Zrobiłam szablony, potem wykroje i calutką sukienkę ręcznie sfastrygowałam. Pierwsza przymiarka i klapa. Sukienka była wielka jak wór na kartofle, ze dwa rozmiary za duża. Czas naglił, więc na moje oko krawcowej amatorki zaznaczyłam, ile trzeba zwęzić, mniej więcej. Wizja za ciasnej sukienki kołatała mi się w głowie, więc nic dziwnego, że mimo zwężenia całości o 4cm sukienka pod sam koniec dalej była sporo za duża (zastanawiam się z jakiego rozmiaru powinnam była ją w takim razie skroić - z 36? Moje wymiary wcale nie pasują ani do 36 ani do 38 wg tabelki Burdy, a sukienka wyszła ogromna). Miałam już tylko dwa dni do Wigilii, nie było czasu na prucie i dalsze zwężanie więc...
Wniosek 3: Potrzeba matką wynalazków
...w tempie błyskawicy skroiłam pasek, który spięłam pasującą do materiału broszką. I gotowe! Nadmiar materiału poukładałam pod paskiem, wszystko wyglądało naprawdę przyzwoicie jak na taką , nie boję się tego słowa, prowizorkę.
Wniosek 4: Niewprawne oko amatora może pokrzyżować szyki
Co jeszcze namieszałam przy tej tylko jednej sukience? Niestety jako amator nie potrafiłam ocenić ile zajmie mi wykończeniówka. Skończyło się tym, że dzień przed Wigilią siedziałam do 2 w nocy, oglądając jednym okiem "To właśnie miłość" i podszywając ręcznie nie kończący się dół. Ostatnie poprawki robiłam w samą Wigilię, więc wykończenie wygląda naprawdę na pół gwizdka.
Wniosek 5: Zamek kryty to nie koszmar senny
Spędzał mi sen z powiek i sprawił, że przeczytałam i obejrzałam prawie cały internet - zamek kryty. Kiedy zaczynałam łapy trzęsły mi się jak podczas krojenia, ale jak przyszło co do czego to poszło łatwiej niż sądziłam, zamek jest wszyty pięknie - prosto, elegancko tak jak trzeba. Jedyny błąd jest taki, że wszyłam go trochę za wysoko, więc zaczyna mi się prawie pod pachą.
Wniosek 6: Kolejny bolesny błąd materiałowo-wykrojowy - dekolt
Tutaj jest niestety boleśnie, oj boleśnie. Milion warstw sztywnego jeansu nijak nie udało się dobrze ukształtować. Dekolt doprowadził mnie do płaczu i mimo mojego kombinowania i tak jest za szeroki i odstaje niemiłosiernie. Ale co to dla mnie! Po to hoduje moje długie włosy żeby takie defekty krawieckie częściowo pod nimi ukryć (ale na zdjęciu widać jaka to fuszerka, kombinowałam z ujęciami, ale żadne nie wychodziło dobrze. Brzydota tego zdjęcia musiała maczać palce w tym, że miałam sporo trudności żeby w ogóle dodać je do postu;)).
Wniosek 7: Cud narodzin
Pomimo tych wszystkich punktów jestem niesamowicie zadowolona z tej sukienki. Dla mnie to był cud oglądać jak kawał materiału zmieniał swoją formę i teraz jest małym dziełem sztuki, które wyszło z pod moich rąk. Niedoskonałym, ale moim. Do doskonałości jeszcze dojdę w swoim czasie. Teraz w planach mam już kilka innych uszytków. Dwa są już przygotowane i czekają tylko żeby działać. Co do reszty to jeszcze zastanawiam się nad wykrojami i materiałami. Popełnionych błędów więcej nie chcę już popełniać.
Zdjęcie sukienki na obiekcie żywym wkrótce!